Wiele rodzin nie wyobraża sobie życia bez dziecka. Sama definicja
rodziny mówi, iż pełna, szczęśliwa rodzina to rodzice plus potomstwo.
Niestety choroby oczu bywają dziedziczne. Wtedy decyzja o posiadaniu
biologicznego dziecka jest niesłychanie trudna. Wiem, bo sama przez to
przechodziłam. Muszę przyznać, że nie była to łatwa decyzja. Obydwoje z
mężem mamy wrodzone wady wzroku. Każde z nas cierpi na inne schorzenie,
co w tym przypadku trochę zmniejszało ryzyko wystąpienia genetycznej
wady u maleństwa. Nie znam nikogo, kto świadomie chciałby własne dziecko
obarczać chorobą i cierpieniem. Pragnęłam, żeby dziecko było zdrowe.
Nie chciałam, aby musiało przechodzić przez to co ja. Decyzja, czy
zaryzykować, czy może zrezygnować z macierzyństwa wiązała się z
niezwykle trudnym okresem w moim życiu. Pomimo moich obaw synek urodził
się zdrowy. Nie wiem, czy udźwignęłabym takie obciążenie, gdybym musiała
przeżywać to raz jeszcze. Wiele też par z tej przyczyny nie chce mieć
potomstwa. Gdy ryzyko wystąpienia wady jest bardzo wysokie nie chcą, by
ich „nie najlepszy materiał genetyczny” spowodował, że ich dziecko
będzie niewidome lub słabowidzące. To wielkie obciążenie i dlatego
rozwiązaniem byłaby dla nich adopcja.
Lęk i strach przed urodzeniem
chorego dziecka lub niepłodność jest dla mnie logicznym i sensownym
uzasadnieniem decyzji o adopcji. Adopcja to jedna z najpiękniejszych
decyzji w życiu wielu rodzin, które nie mogą zostać biologicznymi
rodzicami.
Sąd rodzinny orzekając o adopcji bierze pod uwagę poziom
intelektualny i moralny, status majątkowy, zdolności wychowawcze, stan
zdrowia oraz tryb życia osoby zamierzającej adoptować dziecko. Nikt nie
stawia takich wymagań rodzinom, które posiadają własne potomstwo.
Sprostać tym wymaganiom jest bardzo trudno. Przeciwwskazaniem do
adopcji jest zły stan zdrowia, niepełnosprawność „kandydatów na
rodziców”. Znam sporo osób z dysfunkcją wzroku, które założyły rodziny i
wychowują dzieci i wiele z tych rodzin mogłoby być wzorem dla nie
jednej pełnosprawnej rodziny. Dlaczego kobietom niewidomym i
niedowidzącym, które nie mogą z różnych względów urodzić własnego
maleństwa, często pozbawia się możliwości przysposobienia dziecka?
Instynkt macierzyński takiej kobiety niczym nie różni się od instynktu
macierzyńskiego kobiety zdrowej. Rozumiem, że musi być przeprowadzona
jakaś weryfikacja, nie każdy nadaje się na rodzinę zastępczą bądź
adopcyjną. Jednak wymagania stawiane wobec chętnych rodzin chcących
przysposobić dziecko są bardzo wysokie, a same procedury adopcyjne
trwają bardzo długo. Znam wiele par, w których jedno z nich jest
niedowidzące lub niewidome i nie mogą przysposobić i obdarzyć miłością
dziecka. Mają odpowiednie warunki mieszkaniowe, materialne i nadają się
na rodziców. Jedyna przeszkoda to dysfunkcja wzroku. Tyle maluchów czeka
w domach dziecka, że ktoś je przygarnie, pokocha i zaakceptuje. Czekają
niecierpliwie na nową rodzinę. Czy te dzieci i te rodziny nie zasługują
na miłość i szczęście? Nie zasługują na szansę?
To wielka
odpowiedzialność i ogromny wysiłek wychować takiego malucha. Ale, gdy
takie niechciane, osierocone dziecko, nierzadko z bagażem traumatycznych
przeżyć, trafi do kochających i mądrych rodziców otoczone miłością i
troską, wyrasta na spełnionego i szczęśliwego człowieka.
Znałam,
niestety tylko wirtualnie, jedną osobę niewidomą, która podjęła się roli
zastępczego rodzicielstwa. To samotna matka z wykształcenia psycholog,
chętnie zawsze pomagająca ludziom. Stworzyła szczęśliwy dom dziewczynie,
która już dawno się usamodzielniła. Podejrzewałam, że to był jedyny
taki przypadek w Polsce, dopóki nie trafiłam w radiu na reportaż o
niewidomej Pani Beacie z Kielc, która razem z słabowidzącym mężem
adoptowała dziecko z zespołem Dawna. Stoczyła długą i wyczerpującą walkę
o Zbyszka, dziecko, które chciała obdarzyć miłością i stworzyć mu
rodzinę. Batalia w sądzie trwała przez rok. Kobieta opowiada w reportażu
jak wielkim wyzwaniem jest udowodnić w sądzie, że osoba niewidoma może
być dobrą matką dla nie swojego dziecka. Usłyszała „nie jesteś zdrowa,
więc nie masz szansy na zdrowe dziecko”. Pani Beata zdecydowała się na
to trudne macierzyństwo, pomimo choroby synka. Kurator przychodził do
nich co drugi dzień i sprawdzał jak sobie radzą, dopiero po dwóch i pół
roku zniesiono nadzór kuratorski. Przez długi czas zabrano im radość z
macierzyństwa, ciągłe kontrole powodowały, że sami zaczęli myśleć, że
nie są zbyt dobrymi rodzicami i zabiorą im malca. Bardzo ciężko jest
opiekować się dzieckiem z zespołem Dawna z upośledzeniem w stopniu
znacznym, które nie mówi, ma trudności z chodzeniem ( po za domem
porusza się na wózku inwalidzkim), ma problemy gastryczne i wiele
jeszcze innych ograniczeń. Matka Zbyszka czekała dziewięć lat, żeby na
jej widok syn uśmiechnął się szczerze i przytulił czule. A jednak można
pomimo trudności stworzyć prawdziwy dom dziecku niepełnosprawnemu
umysłowo, można pokochać całym sercem. Ten dom stworzyła niewidoma
kobieta z ogromnym, wrażliwym sercem.
Wiem, że część społeczeństwa
nie popiera adopcji przez osoby niepełnosprawne. Krytykują taką decyzję,
twierdząc że w ten sposób „załatwiają” sobie opiekę w chorobie i jest
to egoistyczne skazywać dziecko na nieustanną opiekę. Uważają, że
odbiera się dziecku komfort życia, że zapewniają sobie bezpłatną służbę
na starość. Ciekawe, dlaczego nie pomyślą w ten sposób o osobach
zdrowych? Jaką mamy gwarancję, że tak nie jest? Oczywiście, nigdy nie
wiadomo kto w którym momencie stanie się osobą niepełnosprawną. I wcale
nie oznacza to, że staje się gorszym człowiekiem. Czasami wręcz stara
się bardziej, niż wydawałoby się to możliwe…
Problem adopcji jest
bardzo złożony. Tak jak dzielimy ludzi na grupy: pełnosprawni i
niepełnosprawni, to tych niepełnosprawnych można podzielić na wiele,
wiele grup. Wnioski ocenia się indywidualnie. Kiedyś w ogóle nie było
takiej możliwości; teraz już widać, że stało się to bardziej realne.
Trzeba tylko dobrze trafić. Jednak warto walczyć i szukać „ludzi w
ludziach”. Na szczęście można trafić na zrozumienie i normalne podejście
w ośrodkach adopcyjnych. Nikt nie zagwarantuje, że adoptując dziecko
nie zachoruje, nie stanie się osobą niepełnosprawną. A swoją drogą, te
osoby, które nabyły niepełnosprawność w dzieciństwie i są teraz
samodzielne, przez długie lata wypracowywały swoje sposoby normalnego
funkcjonowania. I świetnie sobie radzą. Natomiast jeśli stajesz się z
dnia na dzień w życiu dorosłym niepełnosprawny, to wymaga to czasu. Nikt
z nas nie ma gwarancji na zdrowie.
Po wysłuchaniu tej audycji
miałam ciarki na całym ciele i troszkę mną „potargało”. Zastanawiałam
się, dlaczego nikt nigdy nie zainteresował się jak ja matka niedowidząca
radzę sobie w opiece nad własnym dzieckiem? Dlaczego nikt nigdy nie
zaoferował mi pomocy? A tak bardzo kontroluje się rodziny adopcyjne, gdy
rodzice są niepełnosprawni?
Niepełnosprawni, nie tylko wzrokowo
tak naprawdę są o niebo twardsi w pokonywaniu trudności i radzą sobie z
wieloma rzeczami także wychowywaniem dzieci. Większą niepełnosprawność
dla mnie stanowią ludzie, którzy żyją i powielają wzorce rodzin
patologicznych. ale im nikt nie zabrania mieć dzieci.
Zastanawia
mnie jakie są uwarunkowania prawne dotyczące adopcji poprzez osoby z
niepełnosprawnością wzrokową? Czy są jakieś ograniczenia w tej kwestii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz