sobota, 17 lutego 2018

Bariery w adopcji przez osoby niepełnosprawne.

Wiele rodzin nie wyobraża sobie życia bez dziecka. Sama definicja rodziny mówi, iż pełna, szczęśliwa rodzina to rodzice plus potomstwo. Niestety choroby oczu bywają dziedziczne. Wtedy decyzja o posiadaniu biologicznego dziecka jest niesłychanie trudna. Wiem, bo sama przez to przechodziłam. Muszę przyznać, że nie była to łatwa decyzja. Obydwoje z mężem mamy wrodzone wady wzroku. Każde z nas cierpi na inne schorzenie, co w tym przypadku trochę zmniejszało ryzyko wystąpienia genetycznej wady u maleństwa. Nie znam nikogo, kto świadomie chciałby własne dziecko obarczać chorobą i cierpieniem. Pragnęłam, żeby dziecko było zdrowe. Nie chciałam, aby musiało przechodzić przez to co ja. Decyzja, czy zaryzykować, czy może zrezygnować z macierzyństwa wiązała się z niezwykle trudnym okresem w moim życiu. Pomimo moich obaw synek urodził się zdrowy. Nie wiem, czy udźwignęłabym takie obciążenie, gdybym musiała przeżywać to raz jeszcze. Wiele też par z tej przyczyny nie chce mieć potomstwa. Gdy ryzyko wystąpienia wady jest bardzo wysokie nie chcą, by ich „nie najlepszy materiał genetyczny” spowodował, że ich dziecko będzie niewidome lub słabowidzące. To wielkie obciążenie i dlatego rozwiązaniem byłaby dla nich adopcja.
Lęk i strach przed urodzeniem chorego dziecka lub niepłodność jest dla mnie logicznym i sensownym uzasadnieniem decyzji o adopcji. Adopcja to jedna z najpiękniejszych decyzji w życiu wielu rodzin, które nie mogą zostać biologicznymi rodzicami.
Sąd rodzinny orzekając o adopcji bierze pod uwagę poziom intelektualny i moralny, status majątkowy, zdolności wychowawcze, stan zdrowia oraz tryb życia osoby zamierzającej adoptować dziecko. Nikt nie stawia takich wymagań rodzinom, które posiadają własne potomstwo. Sprostać tym wymaganiom jest bardzo trudno. Przeciwwskazaniem do adopcji jest zły stan zdrowia, niepełnosprawność „kandydatów na rodziców”. Znam sporo osób z dysfunkcją wzroku, które założyły rodziny i wychowują dzieci i wiele z tych rodzin mogłoby być wzorem dla nie jednej pełnosprawnej rodziny. Dlaczego kobietom niewidomym i niedowidzącym, które nie mogą z różnych względów urodzić własnego maleństwa, często pozbawia się możliwości przysposobienia dziecka? Instynkt macierzyński takiej kobiety niczym nie różni się od instynktu macierzyńskiego kobiety zdrowej. Rozumiem, że musi być przeprowadzona jakaś weryfikacja, nie każdy nadaje się na rodzinę zastępczą bądź adopcyjną. Jednak wymagania stawiane wobec chętnych rodzin chcących przysposobić dziecko są bardzo wysokie, a same procedury adopcyjne trwają bardzo długo. Znam wiele par, w których jedno z nich jest niedowidzące lub niewidome i nie mogą przysposobić i obdarzyć miłością dziecka. Mają odpowiednie warunki mieszkaniowe, materialne i nadają się na rodziców. Jedyna przeszkoda to dysfunkcja wzroku. Tyle maluchów czeka w domach dziecka, że ktoś je przygarnie, pokocha i zaakceptuje. Czekają niecierpliwie na nową rodzinę. Czy te dzieci i te rodziny nie zasługują na miłość i szczęście? Nie zasługują na szansę?
To wielka odpowiedzialność i ogromny wysiłek wychować takiego malucha. Ale, gdy takie niechciane, osierocone dziecko, nierzadko z bagażem traumatycznych przeżyć, trafi do kochających i mądrych rodziców otoczone miłością i troską, wyrasta na spełnionego i szczęśliwego człowieka.
Znałam, niestety tylko wirtualnie, jedną osobę niewidomą, która podjęła się roli zastępczego rodzicielstwa. To samotna matka z wykształcenia psycholog, chętnie zawsze pomagająca ludziom. Stworzyła szczęśliwy dom dziewczynie, która już dawno się usamodzielniła. Podejrzewałam, że to był jedyny taki przypadek w Polsce, dopóki nie trafiłam w radiu na reportaż o niewidomej Pani Beacie z Kielc, która razem z słabowidzącym mężem adoptowała dziecko z zespołem Dawna. Stoczyła długą i wyczerpującą walkę o Zbyszka, dziecko, które chciała obdarzyć miłością i stworzyć mu rodzinę. Batalia w sądzie trwała przez rok. Kobieta opowiada w reportażu jak wielkim wyzwaniem jest udowodnić w sądzie, że osoba niewidoma może być dobrą matką dla nie swojego dziecka. Usłyszała „nie jesteś zdrowa, więc nie masz szansy na zdrowe dziecko”. Pani Beata zdecydowała się na to trudne macierzyństwo, pomimo choroby synka. Kurator przychodził do nich co drugi dzień i sprawdzał jak sobie radzą, dopiero po dwóch i pół roku zniesiono nadzór kuratorski. Przez długi czas zabrano im radość z macierzyństwa, ciągłe kontrole powodowały, że sami zaczęli myśleć, że nie są zbyt dobrymi rodzicami i zabiorą im malca. Bardzo ciężko jest opiekować się dzieckiem z zespołem Dawna z upośledzeniem w stopniu znacznym, które nie mówi, ma trudności z chodzeniem ( po za domem porusza się na wózku inwalidzkim), ma problemy gastryczne i wiele jeszcze innych ograniczeń. Matka Zbyszka czekała dziewięć lat, żeby na jej widok syn uśmiechnął się szczerze i przytulił czule. A jednak można pomimo trudności stworzyć prawdziwy dom dziecku niepełnosprawnemu umysłowo, można pokochać całym sercem. Ten dom stworzyła niewidoma kobieta z ogromnym, wrażliwym sercem.
Wiem, że część społeczeństwa nie popiera adopcji przez osoby niepełnosprawne. Krytykują taką decyzję, twierdząc że w ten sposób „załatwiają” sobie opiekę w chorobie i jest to egoistyczne skazywać dziecko na nieustanną opiekę. Uważają, że odbiera się dziecku komfort życia, że zapewniają sobie bezpłatną służbę na starość. Ciekawe, dlaczego nie pomyślą w ten sposób o osobach zdrowych? Jaką mamy gwarancję, że tak nie jest? Oczywiście, nigdy nie wiadomo kto w którym momencie stanie się osobą niepełnosprawną. I wcale nie oznacza to, że staje się gorszym człowiekiem. Czasami wręcz stara się bardziej, niż wydawałoby się to możliwe…
Problem adopcji jest bardzo złożony. Tak jak dzielimy ludzi na grupy: pełnosprawni i niepełnosprawni, to tych niepełnosprawnych można podzielić na wiele, wiele grup. Wnioski ocenia się indywidualnie. Kiedyś w ogóle nie było takiej możliwości; teraz już widać, że stało się to bardziej realne. Trzeba tylko dobrze trafić. Jednak warto walczyć i szukać „ludzi w ludziach”. Na szczęście można trafić na zrozumienie i normalne podejście w ośrodkach adopcyjnych. Nikt nie zagwarantuje, że adoptując dziecko nie zachoruje, nie stanie się osobą niepełnosprawną. A swoją drogą, te osoby, które nabyły niepełnosprawność w dzieciństwie i są teraz samodzielne, przez długie lata wypracowywały swoje sposoby normalnego funkcjonowania. I świetnie sobie radzą. Natomiast jeśli stajesz się z dnia na dzień w życiu dorosłym niepełnosprawny, to wymaga to czasu. Nikt z nas nie ma gwarancji na zdrowie.
Po wysłuchaniu tej audycji miałam ciarki na całym ciele i troszkę mną „potargało”. Zastanawiałam się, dlaczego nikt nigdy nie zainteresował się jak ja matka niedowidząca radzę sobie w opiece nad własnym dzieckiem? Dlaczego nikt nigdy nie zaoferował mi pomocy? A tak bardzo kontroluje się rodziny adopcyjne, gdy rodzice są niepełnosprawni?
Niepełnosprawni, nie tylko wzrokowo tak naprawdę są o niebo twardsi w pokonywaniu trudności i radzą sobie z wieloma rzeczami także wychowywaniem dzieci. Większą niepełnosprawność dla mnie stanowią ludzie, którzy żyją i powielają wzorce rodzin patologicznych. ale im nikt nie zabrania mieć dzieci.
Zastanawia mnie jakie są uwarunkowania prawne dotyczące adopcji poprzez osoby z niepełnosprawnością wzrokową? Czy są jakieś ograniczenia w tej kwestii?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz