Konstrukcja taka pozwala przywiązać się do bohaterów, a następnie z zainteresowaniem śledzić ich losy. Siła "Potężnego i szlachetnego" tkwi zwłaszcza w jednym elemencie – film jest niesamowicie (używam tej emfazy z premedytacją) poruszający. Jestem przekonany, że ostatnie jego minuty, to jedne z najbardziej wzruszających momentów w światowej kinematografii. Porównać je można z sentymentem "Cinema Paradiso", pełnym nadziei pożegnaniem w "Once" czy z tęsknym rozstaniem w "Panu od muzyki". Jednocześnie wzruszenie to nie ma nic wspólnego z wyciskaniem łez; jest ono spowodowane pięknem, uniesieniem, a nie żalem czy ckliwością. Kluczowa jest tu dualna konstrukcja, którą opisałem wyżej: kiedy już polubimy Maksa (jako nieszczęśliwego człowieka skazanego na swój los) i Kevina (żyjącego ideałami ułomnego młodzieńca) zakończenie będzie dla nas druzgocące i na bardzo, bardzo długo zapadnie w naszej pamięci.
Niesamowite wrażenie robi również muzyka Trevora Jonesa (tytułową piosenkę wykonuje Sting). Obok motywów rodem z Dzikiego Zachodu (harmonijka i gitara) czy średniowiecznego zamczyska pojawiają się tam piękne kompozycje symfoniczne. Idealnie podkreślają one to, co dzieje się na ekranie, na długo zapadając w pamięć. Warto napisać również o aktorstwie, które jest bezbłędne. Główny ciężar uniesienia całej obrazu spadł na dwóch najmłodszych bohaterów. Elden Henson w roli niegrzeszącego inteligencją osiłka jest wprost rewelacyjny. Kieran Culkin udowodnił natomiast, że ma talent o wiele większy od znanego brata, a przy tym nie stał się ofiarą własnej popularności. W tle przewijają się Gena Rowlands, Gillian Anderson czy Sharon Stone (nominacja do Złotego Globu za rolę w tym filmie).
Film nie jest pozbawiony potencjalnych wad (to dziwne wyrażenie ma podkreślić, że pewne jego cechy mogą, choć nie muszą, zostać poczytane za wady). Fabuła jest czasem wyidealizowana, a zdarzenia niekiedy nieprawdopodobne. Niemniej, film opowiada o czystej, młodzieńczej przyjaźni. Jestem głęboko przekonany, że większość z nas marzy o takiej idealnej relacji, na którą – jak się zdaje – minął już czas. Można żałować jedynie dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że film jest prawie w ogóle nieznany. Co ciekawe, doczekał się on w naszym kraju wydania na DVD. Po drugie, to ostatni dobry film Petera Chelsoma (może oprócz "Igraszek Losu").
Wasza Kinia❤❤
Od przyszłego tygodnia rozpoczynam ferie, co za tym idzie będę miała dużo czasu by obejrzeć ten film! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie!
lublins.blogspot.com
Polecam świetny jest 👌😉
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń