piątek, 26 kwietnia 2019

Kobiety Maifii 2 recenzja

Kobiety mafii od początku były zapowiadane jako trylogia i nic się nie zmieniło. Po zabiciu męskiej części mafii należącej do Padrino (Bogusław Linda), w mieście jest nowa szefowa – Daria (Agnieszka Dygant). Ma ona wielkie plany. Podpisuje kontrakt z kolumbijską mafią na przemyt dużej ilości kokainy.
Ten deal może ją ustawić na całe życie. W tym samym czasie Anka (Katarzyna Warnke) wychodzi z więzienia i musi sama o siebie zadbać, znaleźć pracę, mieszkanie, jakoś się utrzymać. Dla kobiety, która przez całe życie była utrzymywana przez innych, nie jest to proste zadanie. Siekiera natomiast ukrywa się dalej w Maroko, gdzie właśnie poznała Amira (Otar Saralidze), który zostanie jej nowym mężem. Problem polega na tym, że jest terrorystą. Patryk Vega już dawno temu wymyślił sobie całą intrygę, jaką chce pokazać w tej trylogii, a teraz tylko niektóre pomysły bardziej rozwija. W drugiej części dostajemy wątki trzech różnych postaci, które w pewnym momencie się przecinają. Najciekawsza jest opowieść o poczynaniach Darii. Jej interes z Kolumbijczykami z pewnych przyczyn nie wypala, dzięki czemu mamy kilka ciekawych twistów. To w jej wątku pojawiają się intrygujące nowe postaci, jak choćby Javier, grany przez Enrique Arce gwiazdę Netflixowego Dom z papieru, jego filmowa żona Aida (Angie Cepeda) czy gangster Mat, w którego wciela się Piotr Adamczyk. Każdy z tych bohaterów jest ciekawy i wprowadza pewien koloryt do całej opowieści. Zwłaszcza Arce i Cepeda dobrze wpisują się w klimat całej historii. Dodają jej autentyczności. Vega słynie z tego, że przełamuje wizerunki aktorów. Udało mu się to wcześniej z Andrzejem Grabowskim przy okazji pierwszego Pitbulla czy z Piotrem Stramowskim przy kolejnych odsłonach tej serii. Teraz ta sama sztuka wyszła mu z Adamczykiem, który jako ogolony na łyso, wytatuowany gangster wcale nie jest groteskowy. Może nie wzbudza grozy jak Karp (Sobota) czy Zombi (Michał Karmowski), ale prezentuje się nieźle.Jak w Plagi Breslau przeszkadzała mi sztuczność plastikowych trupów i montażowe niedoróbki, tak muszę przyznać, że Kobiety mafii 2 prezentują się o niebo lepiej. Vega nie udaje. Jeśli historia przenosi się do Kolumbii czy Maroko, to tam właśnie mają odbyć się zdjęcia. Jak w scenariuszu jest napisane, że w pościg za łodzią rusza helikopter kartelu, z pokładu którego wystrzeliwane są rakiety, to tak ma być. Widać, że budżet tej produkcji do najmniejszych nie należał. Co wychodzi całemu przedsięwzięciu na plus, ponieważ te obrazki prezentują się rewelacyjnie na dużym ekranie. Dostajemy dużo widowiskowych pościgów, przemocy, wulgarnego języka i komediowych wstawek, czyli wszystko to, za co widzowie pokochali produkcje Patryk Vega. Reżyser jest konsekwentny i z każdym nowym filmem stara się jakością wizualną przybliżać się do amerykańskich produkcji. Dla tego przy realizacji zdjęć w Kolumbii współpracował z ekipą robiącą serial Narcos dla Netflixa, a w Hiszpanii z ekipą Gra o tron. Efekt ich pracy jest jak najbardziej widoczny. Można tej produkcji zarzucić jedynie mnogość wątków, które niezbyt ze sobą współgrają. Cała historia Anki i jej nowego chłopaka Adasia (Patryk Pniewski) może i jest zabawna, ale gdyby ją usunąć, cała opowieść by na tym nie ucierpiała, a i film byłby krótszy. Teraz trwa 2 godziny i 18 minut. Postać ta bowiem nie wchodzi w interakcję z pozostałymi bohaterkami. Żyje gdzieś obok nich i jest tylko takim komediowym przerywnikiem. Za rok czeka nas ostatnia część trylogii. Wielkie zwieńczenie opowieści o kobietach, które zaczęły trząść polską mafią. I dobrze. Polskiemu kinu odskocznia w postaci filmów Vegi jest potrzebna, co pokazują sami widzowie, chodząc tłumnie na jego filmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz